Ładowanie

TERAZ:

Browar w Toszku pod ostrzałem. Jak lokalnemu przedsiębiorcy utrudnia się rozwój miasta.

Fatima Orlińska 26-08-2025

Andrzej Grzybek – przedsiębiorca, podatnik i pracodawca z Toszka – od miesięcy buduje browar rzemieślniczy. Inwestycja z kompletem pozwoleń i w toku prac dostała jednak polityczno-prawny „zwrot akcji”: część radnych chce zmienić przepisy tak, by browar… nie mógł działać. Spór nabrał temperatury, bo dotyka wrażliwego tematu – bliskości szpitala psychiatrycznego – i osobistych relacji między inwestorem a przewodniczącym rady. Grzybek mówi wprost: „to prywata kosztem rozwoju miasta”.

Kim jest inwestor i co powstaje przy szpitalu?

Andrzej Grzybek to znany w Toszku przedsiębiorca – prowadzi dwie apteki oraz cukiernię, zatrudnia mieszkańców i płaci lokalne podatki. Kilkadziesiąt miesięcy temu kupił od gminy zdegradowany budynek (wcześniej dzierżawiony za wysoki czynsz), rozebrał ruinę i od zera postawił obiekt pod rodzinny browar rzemieślniczy z warzelnią i niewielkim tarasem. Jak podkreśla, zainwestował już w projekt ponad milion złotych.

To nie tylko biznes. Browar ma nawiązać do piwnych tradycji Toszka, które przed laty były ważną częścią lokalnej tożsamości. W planach są nowe miejsca pracy i tym samym dodatkowe wpływy z podatków, a sam obiekt – według inwestora – ma promować miasto i przyciągać turystów.

Zmiana reguł w trakcie gry

Gdy budowa ruszyła z kompletem uzgodnień i pozwoleń, Rada Miejska dołożyła do katalogu tzw. „obiektów chronionych” szpital psychiatryczny i ustaliła minimalną odległość 50 m dla punktów sprzedaży alkoholu (jak w przypadku szkół czy żłobków). Po kilku tygodniach grupa radnych – z przewodniczącym na czele – wróciła do tematu, proponując podniesienie dystansu do 150 m.

Inwestor wyjaśnia, że ani szpital nie wnosił o ochronę, ani prokuratura nie żądała 150 m (miała jedynie sugerować 100 m). Według pana Grzybka to regulacja „szyta pod jedną inwestycję”. Co więcej, dyrekcja placówki – jak relacjonuje – nie widzi podstaw, by browar szkodził procesowi leczenia. Sam inwestor zadeklarował, że letni ogródek będzie zadaszony i ogrodzony, by nie był widoczny z perspektywy szpitala ani żłobka.

Taka zmiana prawa w trakcie budowy to niebezpieczny precedens. Pokazuje, że w Toszku można zablokować inwestora mimo zgodnych z prawem pozwoleń – mówi Andrzej Grzybek.

Co naprawdę ma powstać: technologia i uciążliwości.

Grzybek podkreśla, że warzenie odbywać się będzie w zamkniętych kadziach. Poza budynkiem nie ma hałasu, a aromat słodu i chmielu jest delikatny i krótkotrwały. To minibrowar, a nie przemysłowa linia produkcyjna – z punktu widzenia sąsiedztwa ma być neutralny.

Konflikt publiczny, a prywata.

Sytuację dodatkowo podgrzewa osobista oś sporu. To właśnie sprawy prywatne zdaniem pana Andrzeja Grzybka odgrywają tu kluczową rolę. Przewodniczący rady jest zięciem inwestora (w trakcie rozwodu z jego córką). Grzybek uważa, że próba zmiany przepisów to „prywatna wojna” rozgrywana publicznymi narzędziami. Przewodniczący z kolei powołuje się na obawy związane z terapią uzależnień i – wskazując na deklaracje dyrekcji szpitala – zapowiada, że rada projekt odrzuci. Równocześnie krytykuje skierowanie sprawy przez inwestora do prokuratury jako „zbędne”.

Ekonomia kontra polityka. Co zyskuje (i traci) Toszek?

Miejsca pracy: browar to nowy pracodawca dla mieszkańców (poza istniejącymi etatami w aptekach i cukierni inwestora).

Podatki i obrót lokalny: dodatkowe wpływy do budżetu i impuls dla gastronomii, turystyki jednodniowej i wydarzeń miejskich.

Rewitalizacja przestrzeni: gmina sprzedała ruinę, na której powstał nowy, estetyczny budynek – to realny wpływ na ład przestrzenny i przychód do kasy samorządu.

Marka miasta: rowar rzemieślniczy Toszek to nośny znak – łatwy do promocji w regionie i poza nim.

Pytanie brzmi: czy miasto stać, by poświęcać te korzyści na rzecz prywatnych przepychanek? Czy Toszek będzie w stanie zrekompensować inwestorowi, lokalnemu przedsiębiorcy poniesione już straty?

Oś sporu: 50, 100 czy 150 metrów?

W dyskusji mieszają się trzy liczby:

50 m – obowiązująca odległość od „obiektów chronionych” przyjęta dla szkół/przedszkoli itp. I rozszerzona w maju także na szpital.

100 m – dystans sugerowany przez prokuraturę w odniesieniu do szpitala (jako szczególnie wrażliwego sąsiedztwa).

150 m – postulat grupy radnych z przewodniczącym na czele, który praktycznie zamykałby drogę dla planowanego browaru.

Dla Andrzeja Grzybka to zmiana celu w trakcie biegu: inwestycja ma pozwolenia, a parametry otoczenia prawnego były znane od początku.

Głos szpitala i działania łagodzące

Z przekazów strony inwestora wynika, że dyrekcja szpitala nie zajęła formalnego stanowiska przeciw inwestycji i nie widzi podstaw do uznania, że browar zaszkodzi terapii. Inwestor zmodyfikował projekt ogródków: zabudowa i zadaszenie mają ograniczyć widoczność i bodźce z perspektywy pacjentów oddziałów odwykowych. To kompromis w myśl zasady „żyj i daj żyć” – przy zachowaniu zdrowego rozsądku.

Procedura: co już się wydarzyło i co dalej

Konsultacje społeczne w sprawie zmiany uchwały trwały do 18 sierpnia. Podczas posiedzenia komisji projekt – według relacji inwestora – uzyskał 11 głosów przeciw, 1 wstrzymujący, 0 za.

Głosowanie przesądzi Rada na XV sesji – 28 sierpnia, o godz. 16:00 (Sala Sesyjna UM Toszek).

Jeśli projekt upadnie, browar będzie mógł dokończyć inwestycję w obecnym reżimie prawnym. Jeśli przejdzie – spór przeniesie się na poziom prawny (zasada zaufania do państwa i prawa, stabilność warunków inwestowania, ochrona praw nabytych).

Dlaczego ta historia jest ważna szerzej niż tylko dla Toszka

Sprawa pana Grzybka to test wiarygodności samorządu wobec lokalnych przedsiębiorców. Inwestorzy – mali i duzi – patrzą, czy reguły są przewidywalne, a spory osobiste nie stają się polityką lokalną. Zmiana przepisów „pod jedną budowę” odstrasza nie tylko browarnika. Odstrasza kapitał, ryzyko i kreatywność.

Nie trzeba kochać piwa, by zrozumieć stawkę. Chodzi o to, czy w Toszku da się inwestować bez obawy, że ktoś w połowie drogi przestawi bramkę o 100 metrów dalej. Andrzej Grzybek – pracodawca, podatnik, człowiek od „załatwiania spraw” własnymi pieniędzmi – twierdzi, że dziś dostaje sygnał: lepiej nie ryzykuj. Jeśli radni chcą rozwoju, powinni wysłać odwrotny.

Share this content: