Uzależnienie to choroba jak każda inna
Rozmowa z Agatą Młynarczyk-Burek, kierowniczką Oddziału Odwykowego w Toszku
Szpital w Toszku to miejsce, w którym uzależnienie nie jest tematem tabu, lecz chorobą, z którą można i warto walczyć. O funkcjonowaniu oddziału, specyfice leczenia i codziennej pracy terapeutów rozmawiamy z Agatą Młynarczyk-Burek, kierowniczką jednego z oddziałów.
Redakcja: Zacznijmy od podstaw – czym zajmuje się prowadzony przez Panią oddział?
Agata Młynarczyk-Burek:
Kieruję XIII Oddziałem Odwykowym Alkoholowym w Szpitalu w Toszku. Nasz oddział jest stacjonarny, co oznacza, że pacjenci przebywają u nas całodobowo przez cały okres leczenia, który trwa około siedmiu tygodni. Dysponujemy 26 łóżkami dla osób uzależnionych – głównie od alkoholu, ale także od innych substancji psychoaktywnych.
Red.: Jak wygląda proces przyjęcia pacjenta na oddział?
A.M-B.:
Najpierw trzeba przejść kwalifikację – może się to odbywać albo podczas pobytu na innych oddziałach szpitala, albo na zewnątrz, z odpowiednim skierowaniem. Jeśli ktoś nie był wcześniej leczony u nas, a chce skorzystać z naszej terapii, powinien przyjść na kwalifikację z dokumentem od lekarza. Po pozytywnej ocenie wpisywany jest na listę oczekujących i czeka na termin rozpoczęcia terapii.
Red.: Jakie formy leczenia stosujecie?
A.M-B.:
Podstawą są oddziaływania psychoterapeutyczne. Większość naszego zespołu to certyfikowani specjaliści psychoterapii uzależnień, a zarazem psycholodzy. Leczenie opiera się głównie na psychoterapii – zarówno indywidualnej, jak i grupowej. Farmakoterapia pełni tu rolę wspomagającą. Pacjenci są oczywiście objęci również opieką pielęgniarską, ale ich stan zdrowia somatycznego musi być już wyrównany, by mogli do nas trafić.
Red.: Czy zajmujecie się tylko leczeniem uzależnień od substancji?
A.M-B.:
Nie tylko. Przyjmujemy również osoby uzależnione behawioralnie, na przykład od hazardu. Tego typu zaburzenia również wymagają terapii, a nasz zespół posiada odpowiednie kwalifikacje, by wspierać pacjentów także w takich przypadkach. Uzależnienie – niezależnie od rodzaju – to poważna choroba, która wymaga leczenia.
Red.: Jak wygląda codzienne życie na oddziale?
A.M-B.:
Chcemy stworzyć tu przestrzeń, która sprzyja nie tylko terapii, ale i regeneracji. Mamy bibliotekę, salę do ćwiczeń, pacjenci korzystają ze spacerów po parku. Dzięki całodobowemu pobytowi mogą uregulować rytm dobowy, poprawić higienę snu – co jest niezwykle ważne, bo te aspekty często są zaburzone u osób uzależnionych. Oprócz zajęć terapeutycznych uczymy radzenia sobie z emocjami, prowadzimy treningi asertywności, przekazujemy też wiedzę o uzależnieniu – jego mechanizmach i skutkach.
Red.: Czy po zakończeniu tych siedmiu tygodni pacjent wychodzi „wyleczony”?
A.M-B.:
Nie ma mowy o „wyleczeniu” w klasycznym sensie. Uzależnienie to choroba przewlekła. Te siedem tygodni to intensywny czas pracy, podczas którego dajemy pacjentom narzędzia do poradzenia sobie w pierwszym etapie abstynencji – tzw. wczesnym trzeźwieniu. Po zakończeniu leczenia stacjonarnego kierujemy pacjentów do dalszej terapii ambulatoryjnej – takiej dochodzącej. Droga do trwałej trzeźwości to proces, który trwa.
Red.: Co chciałaby Pani przekazać osobom, które wahają się przed zgłoszeniem się na terapię?
A.M-B.:
Uzależnienie to nie wstyd, tylko choroba – jak każda inna. Jeśli boli serce, idziemy do kardiologa. Jeśli mamy problem z uzależnieniem – zgłaszamy się do specjalisty. My tutaj naprawdę jesteśmy po to, żeby pomóc. Leczenie ma sens, tylko trzeba zrobić pierwszy krok.
Fot. Pexels